"Azymut: Poszukiwacze zaginionego czasu" - Wilfrid Lupano, Jeana-Baptiste Andreae

Można powiedzieć, że ta właśnie seria, rozpoczęła moją przygodę z komisem. Już od dawna chciałam wejść w ten rysunkowy świat, więc polowałam na coś dobrego. I tak oto, w sumie całkiem przypadkiem, trafiłam na Azymut. Przypadkiem, ponieważ wypatrzyłam go na Arosie. Moja mama zamawiała wtedy książki, a że ja chciałam wybrać coś i dla siebie, postawiłam na komiks. Paczka doszła po paru dniach, a ja z zapartym tchem rozpoczęłam moją podróż, w świecie komiksów.

Owa książka, stworzona przez  dwóch, francuskich autorów - Wilfrida Lupano oraz Jeana-Baptiste Andreae, przenosi nas do niezwykłego świata, gdzie śmierć oraz starość są najgorszą z możliwych opcji, a wszyscy mieszkańcy tego uniwersum starają się ze wszystkich się jej zapobiec. Również i nasi bohaterowie szukają odpowiedzi na pytania związane z czasem i... północą. Otóż północ, ta geograficzna nagle zniknęła! Wszystkie kompasy zaczęły wariować, a nawet już mapy nie służą niczemu.  I właśnie przez to, fiasko ponosi wyprawa jednego z naszych głównych bohaterów - odkrywcę nowych lądów - Quentina de la Perue. Wyruszył on z Królestwa Ponduszu na wielką wyprawę, a do lądu dobił kosztem pięciu straconych okrętów. Ucieszony, że odnalazł nowe ziemie, oznajmia, że przejmuje je w imieniu Ireneusza Wielkodusznego - Króla Ponduszu. Jednak ku jego rozczarowaniu, okazuje się, że dotarł tam, skąd wyruszył - właśnie do wcześniej wspomnianego kraju. W czasie, gdy La Perue odbywał swą podróż, władca, jak się okazało wybrał nową narzeczoną - Aiszę. Księżniczkę, która przez wariacje północy trafiła właśnie tutaj.
W opowieści jest także paru innych bohaterów, oprowadzających nas przez świat przedstawiony.



Komentarze